mam nadzieje że kiedys i mi się uda was poznać w realu. szkoda ze te spotkania są tak daleko ja niestety mam male dzieci i podróże odpadają. mieszkam niedaleko warszawy ale w naszej okolicy nic o takich spotkaniach dla chorych na Ł nie słyszałam.Ciesze sie że jestem z wami.
jestes dlużej niz ja- ale to ciekawe zjawisko paskudna choroba ale fajni i sympatyczni ludzie. Siedzę wieczorem w domu i czekam żeby dzieci poszły spac bo ja musze wejśc na forum--to dopiero zaczyna się choroba a nie jakaś tam Ł... .
Wiek: 66 Dołączyła: 26 Maj 2009 Posty: 5953 Skąd: Zielona Góra
Wysłany: Sob Paź 29, 2011 9:32 am
Kasia spotkania są w kazdym zakatku kraju...w Warszawie tez cos sie szykuje...jak bede wiedziec dokładnie to zapodam.Raz do roku jest zlot ogólnopolski -wtedy ludzie z całymi rodzinami i przyjaciółmi przyjezdzaja na kilka dni.
_________________ DUMNI PO ZWYCIĘSTWIE , WIERNI PO PORAŻCE Motto Falubazu
_________________ kot tez czlowiek, tylko ma ogon, futerko i jest madrzejszy...
gosc [Usunięty]
Wysłany: Sob Paź 29, 2011 11:45 am
kasiak napisał/a:
.... czy wy ludzie z tego forum spotkaliście się osobiście czy to wszysko jest tylko anonimowo w internecie?
Myślę, że to zależy od naszej otwartości na ludzi. Masz potrzebę spotykasz się, nie, to pogadujemy sobie tu i tam, wszak nie sama chorobą człowiek żyje, a i rozmowni jesteśmy bardzo, przynajmniej niektórzy z nas. Na ludzi zawsze trafisz niemniej czasami, tak jak w życiu z resztą, trafiasz tylko na nicka. Życie.
Wieści z wczoraj: wchodzę sobie na forumek ł., nie nasz, no i widzę- autorka jednej z wypowiedzi ma w profilu moje miasto. Pyk myk, i wczorajszy wieczór przegadany przyjemniacko. I tak, żeby dodać troszkę pikanterii na zasadzie: los, karma, przeznaczenie, efekt motyla , dziewczyna mieszka ode mnie 500 m. i nigdy prawdopodobnie na siebie nie wpadłyśmy. Chociaż cholera wie- może i widziałyśmy się gdzieś w sklepiku czy na jakimś innym spacerku. W środę będę wiedziała na bank....mam randkę
Kasiu Gosiu cudnie, że się uzależniacie takie rozmowy forumkowe bardzo potrzebne są. Bardzo otwierają, na drugiego człowieka
Ostatnio zmieniony przez gosc Sob Paź 29, 2011 12:36 pm, w całości zmieniany 1 raz
heniutka ale to rowniez dziala w druga strone (efekt motyla oczywiscie )
mam kolezanke z forum (innego) ktora mieszka dwa bloki ode mnie, a notorycznie spotykalysmy sie dopiero na zlotach np. w wisle
i odnoszac sie do pytania kasi - nie znam wszystkich osobiscie z forum ale np. dosie tak
ogolnie jak sie dluzej siedzi i gada z ludzmi to sie czlowiek (i kot oczywiscie tez ) przyzwyczaja do ludzi - poznaje ich problemy, no i potem latwiej rozmawiac bo wiadomo kto sie czym interesuje np.
_________________ kot tez czlowiek, tylko ma ogon, futerko i jest madrzejszy...
gosc [Usunięty]
Wysłany: Sob Paź 29, 2011 1:42 pm
Ogólnie, to niezły zastój miałam do ludzi, po przejściu na emeryturkę, nie chciało mi się tych nowych znajomości, tego nowego uczenia się świeżego człowieka. 30 lat pracy z ludźmi face to face, spore grono znajomych, co to nawet nic gadać nie muszą a i tak wiesz co i jak. Odpoczywać miałam, i doopa blada.
Z jedną trza pogadać, bo właśnie ma przerwę w malowaniu bombek; z drugą ułamki porozwiązywać, bo właśnie udało się ją namówić na zrobienie matury-najwyższy czas wszak 40 skończyła; albo też serdecznie uśmiać się, jak czytasz takie wieści " Moja teściowej wszystko poszło w... cycusie. Imponujące, uwierz! Moja mama ......., no ale cucusie na pewno mniejsze niż teściowa. Oj, zdecydowanie. Przyjechała mama moja ostatnio i przytula Lenkę. Lenka się tuli, tuli i pyta: Babciu... a Ty masz piersi? Mama zaskoczona: No mam, kochanie... A Lenka: A mogłabyś przywieźć je następnym razem?" I to wszystko zatytułowane: powitanko poniedziałkowe. Wieść w skrzynce wczoraj, ale z zarobienia, jej autorka, niekoniecznie da radę napisać w poniedziałek, a to tradycja w kontaktach naszych a tradycja rzecz święta, wszak
Jest cudnie, jeżeli tylko, ma się w sobie miłość, i potrzebę bycia/obcowania z drugim człowiekiem. Tylko zawsze w myśl zasady: dajesz, bierzesz; nigdy w odwrotnej kolejności
siema a co wy tak od rana juz plotkujecie ledwo wstaly i juz piszą a kto w domu posprząta, obiad ugotuje. dzisiaj mam dobry humor wczoraj pogadłam na forum do 1 w nocy i wiem że trafiłam na fajnych ludzi dzięki wszystkim że jesteście. odzyskałam wiarę że mimo paskudnej choroby można żyć bez stresu.
Stres to również czynnik nasilający zmiany skórne w tej chorobie. Wiem to z własnego doświadczenia - wtedy kiedy miałem najbardziej stresujące i nerwowe dni skóra reagowała prawie jak po anginie. Nie mam teraz czasu czytać, żeby powiedzieć dokładnie ale trzeba pamiętać, że stres to nie tylko reakcja psychiczna ale również biologiczna - w sytuacjach nerwowych produkowane są w zwiększonych ilościach różne hormony i substancje.
Z kolei teraz od jakiegoś czasu dałem na luz w życiu i jestem nastawiony piekielnie pozytywnie i jestem na maxa dobrej myśli I widzę, że teraz kiedy od ponad dwóch tygodni przestałem cokolwiek robić dla skóry to choroba nie tylko się nie nasila ale nawet jakby zanika, w miejscach które wyleczyłem nic nie wraca
niestety w moim przypadku trudno unikać stresu. pracuje z klientami w dziale reklamacji wiec nie da sie tego uniknać poza tym samo zycie, dzieci, mąż czasami przysparzają powodu do stresu i niepokoju. ale zauwazylam że tak naprawdę aż tak bardzo sam stres nie powoduje u mnie nasilenia choroby. ostatnio mialam parę stresowych sytuacji i nic nowego sie nie pojawilo na skorze. kilka lat temu mialam kontakt z dziewczyną która urodzila dziecko i pozbyła się choroby, tak na nią zadziałała burza hormonow że jej to pomogło. po urodzeniu dziecka przez dwa lata jeszcze mialam z nia kontakt i nic nie miala potem wyjechała za granicę i slad po niej zaginąl. ja mam dwoje dzieci i nic mi to nie dalo.
niestety w moim przypadku trudno unikać stresu. pracuje z klientami w dziale reklamacji wiec nie da sie tego uniknać poza tym samo zycie, dzieci, mąż czasami przysparzają powodu do stresu i niepokoju.
Trzeba się uczyć i pracować nad sobą, stres wcale nie pomaga, nie ma ani jednej zalety stresowania się. Trzeba się nauczyć jak sie nie denerwować, kiedy dać na luz, kiedy spojrzeć chłodnym okiem na sytuację zamiast sie denerwować. To nie przyjdzie odrazu, nie da się z dnia na dzień oduczyć stresu ale praca nad tym daje efekty, sam kiedyś się smiałem jak gdzies czytalem "nie można i nie warto sie stresowac" - mówiłem wtedy w duchu "łatwo powiedziec" ale sam widze ze kiedy zrozumie sie dlaczego sie stresuje i zacznie pracowac nad tym jak inaczej reagowac to po pewnym czasie naprawde są efekty.
Mózg działa jak automat, odpala wyuczone reakcje, kiedy ktoś krzyknie na Ciebie czy np szef wymusza pośpiech z automatu się denerwujesz. Trzeba oduczyć się tej reakcji i uczyć opanowania, uczyć się uruchamiania innych mechanizmów w przypadku bodźców potencjalnie stresogennych
Trzeba otaczać się pozytywnymi ludzmi, unikać jak ognia tych toksycznych osób jak tylko sie da, wyprostowac atmosferę w domu jesli coś zgrzyta i cieszyć się życiem i pracą zamiast sie denerwować
ale ty pawełku masz gadane- mi to potrzebne jest szkolenie w temacie stresu bo z reguły jestem nerwusica i mam trudnosci z opanowaniem stresu. przeżycia w młodym wieku odbiły mi się na psychice i wiem ze sama ze stresem codziennego życia sobie nie poradzę ani się nie naucze. a jak tam porządki bo coś mi się wczoraj o uszy obilo że miales dzisiaj wziąść się za uporządkowanie forum. elektryka zakończona?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum