Łuszczyca Łuszczyca - leczenie - forum Łuszczyca
Leczenie, profilaktyka, wymiana doświadczeń

Artykuły o leczeniu łuszczycy, Artykuły o Łuszczycy, Leczenie ŁuszczycyArtykuły  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Mój sposób na Ł
Autor Wiadomość
Szary ludzik

Dołączył: 05 Wrz 2011
Posty: 7
Wysłany: Pon Wrz 05, 2011 1:37 pm   Mój sposób na Ł

Choruję na Ł od trzydziestu lat. Pierwsze objawy pojawiły się, gdy miałem 5 lat, stało się to po tym, jak wróciłem z rodzicami znad morza (pamiętam, że przeżyłem wtedy straszny stres, gdy ugryzła mnie pszczoła, spuchła mi ręka, a chwilę później po wielkiej fali znalazłem się na chwilę pod wodą i wydawało mi się, że morze na zawsze mnie porywa..). Zmiany pojawiły się na głowie, byłem smarowany maścią - Lorindenem A i T. W zasadzie do ok 18 roku życia choroba nie była zbyt nasilona, miałem kilka plamek na skórze głowy i jakieś pojedyncze na tułowiu. Pamiętam, że pierwszy większy wysiew (na skórze czoła, na granicy z włosami) pojawił się, gdy pojechałem do innego miasta na egzaminy na studia. Byłem zajęty przygotowaniem się, coś tam doczytywałem, a wieczorem przed dniem egzaminu spojrzałem w lustro i zobaczyłem dość rozległe czerwone, łuszczące się zmiany. Było to dla mnie olbrzymim zaskoczeniem, bo dotychczas choroba ta nie dawała się jakoś szczególnie mocno we znaki, ot tam dwie czy trzy plamki. Tym razem to było coś większego. Po latach zrozumiałem, że to wszystko musiało rozwinąć się od stresu przedegzaminacyjnego, bo niewątpliwie takowy czułem chcąc nie chcąc.
Lata studiów - naprawdę wielkich stresów i napięć - to były kolejne epopeje mojego zaprzyjaźniania się z moją przymusową ,,dziewczyną" - Ł. Było mi strasznie ciężko, a przede wszystkim smutno, bo nie potrafiłem przełamać się, aby wtajemniczyć w ten swój problem jakąś dziewczynę, a wiadomo jak smutno jest być samemu w takim wieku, gdzie wszyscy mają swoje sympatie, narzeczone i wielu przyjaciół. Starałem się jednak jakoś przetrwać, wierząc że kiedyś w końcu ta medycyna wymyśli coś w końcu. Wiele się bowiem wtedy słyszało o nowych metodach, jakichś terapiach genowych, biologicznych itp. Zawsze człowiek wpadł na jakiś nowy pomysł i nadzieja odżywała. Oczywiście te pomysły nie wnosiły niczego nowego, ale dzięki temu udało się jakoś psychicznie dość dobrze funkcjonować i iść do przodu. Skończyłem studia, pracuję od dziesięciu ponad lat, kontaktuję się z ludźmi i mało kto wie, że mam problem z Ł. Stało się tak dlatego, że przez cały ten czas byłem bardzo skrupulatny jeśli chodzi o stosowanie maści (codziennie, wytrwale, dość dokładnie). Bo to niestety dla mnie był jedyny sposób na kontrolę nad chorobą. Nigdy nie próbowałem użycia silniejszych leków - metotreksatu, retinoidów, cytostatyków i innych immunomodulatorów. Za bardzo obawiałem się powikłań, uszkodzenia szpiku, wątroby itp. Nie chciałem też być pod czyjąś stałą opieką, z tymi kontrolami i regularnymi wizytami. Chciałem żyć z tą swoją chorobą samemu. Nie żałuje tego teraz, bo w sumie przeżyłem trzydzieści lat z chorobą i cała ta moja sytuacja zdrowotna była pod kontrolą dzięki maściom. Doskonale wiem, że maści sterydowe są szkodliwe przy dłuższym stosowaniu (ścieńczenie skóry, uodparnianie się zmian na te maści itp), ale ja w sumie stosowałem ich mało, średnio gdzieś około tubkę na miesiąc. Moja Ł bowiem nigdy nie weszła w fazę erytrodermiczną. Miałem kilka większych wysiewów, ale skorzystałem dwukrotnie z fototerapii (lampy PUVA), bo nie wyobrażałem sobie smarować te liczne, drobne zmiany każdego dnia. Lampy były dla mnie super skuteczne, ale w sumie po miesiącu od zakończenia terapii nowe zmiany pojawiały się znowu. Raz podleczyłem się nad morzem - ale była wtedy super pogoda, wspaniała atmosfera, regularne posiłki i totalny relax. Dodatkowo przeżyłem wtedy jeszcze najpiękniejszy romans (miłość po prostu) w moim życiu, byłem naprawdę szczęśliwy. Ł znikła wtedy po kilku dniach pobytu tam. Nie udało mi się jednak w późniejszych latach tego sukcesu powtórzyć..
Nie mogę powiedzieć, że moja Ł jest łagodna, bo praktycznie zawsze miałem kilka zmian na głowie i kilkanaście na tułowiu i kończynach. Ta moja choroba to taka odmiana, w której nie ma dużych placów na skórze, ale występują plamki, średnio 0,5-2 cm. Niemniej jednak było to cały czas bardzo męczące i nie dało się tego uznać za nieznaczące dla samopoczucia i mojej chęci do życia towarzyskiego.

Przepraszam za tak długi wstęp, przejdę do meritum.
Wypracowałem sobie swoją teorię choroby. Nie jest to teoria wzięta z kosmosu, opieram ją na swoich doświadczeniach, przeżyciach, terapiach, obserwacjach, notatkach, logicznym myśleniu.
Ma się to więc tak:

Pierwotną przyczyną jest stres ( duży stres) - jakieś wydarzenie w życiu - trudny egzamin, rozstanie, rozwód, śmierć bliskiej osoby, utrata pracy, często maltretujący nas psychicznie ludzie, nauczyciele, koledzy, różne bardzo przykre zdarzenia itp itd.
To daje początek zmian w układzie immunologicznym, ale przede wszystkim w układzie pokarmowym - dochodzi do upośledzenia ochronnej roli śluzówki przewodu pokarmowego.

Skąd takie przypuszczenia? Znane jest w medycynie zjawisko powstawania wrzodu trawiennego np w żołądku pod wpływem dużego stresu - stress ulcer. Jest to więc koneksja udowodniona.
Ludzie nadwrażliwi, stresujący się łatwo, nerwowi zwykle cierpią na jakieś przynajmniej przejściowe problemy z żołądkiem - najczęściej jest to przewlekłe zapalenie żołądka, czasem choroba wrzodowa w pełnej krasie. Moim zdaniem zmiany zapalne powstają nie tylko w żołądku. Dotyczą one także jelita grubego, ale przede wszystkim cienkiego (a to dość długi i znaczący odcinek przewodu pokarmowego - jelito czcze i kręte), a dlatego nie ma o nim zbyt wiele konkretnych i wartościowych informacji w dostępnych publikacjach medycznych, bo do tej pory nigdzie na świecie nie było żadnej metody medycznej do oceny śluzówki jelita cienkiego. Żadnej! Gastroskopia sięga tylko do dwunastnicy, kolonoskopia w zasadzie tylko do zastawki krętniczo-kątniczej (tam gdzie obok tego miejsca czasem zapala się wyrostek robaczkowy) na początku jelita grubego, w miejscu jego połączenia z jelitem cienkim. Nikt więc nigdy zbyt wiele nie wiedział o tym odcinku (jelicie cienkim) i jego faktycznych chorobach u danego człowieka (przyżyciowo) i ich morfologicznych zmianach w śluzówce, no chyba, że komuś wycięto kawałek tego jelita w czasie jakiejś operacji brzusznej i zbadano. To jednak nie zdarza się zbyt często (takie resekcje jelita cienkiego), właściwie to bardzo, bardzo rzadko. A przecież ten odcinek przewodu pokarmowego w dużym stopniu odpowiada za wchłanianie składników pokarmowych. Dopiero w ostatnich latach pojawiło się badanie (wciąż niedostępne dla większości szaraków) kapsułką z kamerą, którą się połyka, potem ,,pozbywa naturalną drogą" i zapis z niej jest analizowany przez medyka.

Do czego zmierzam?

Moim zdaniem przyczyną zaostrzeń Ł w głównej mierze są pokarmy, po tym jak stres na jakimś etapie naszego życia uszkodził śluzówkę przewodu pokarmowego i ,,uczulił" układ immunologiczny (odpornościowy) na antygeny pokarmowe. Powstają wtedy praktycznie nieśmiertelne przeciwciała, które zawsze już potem reagują alergicznie na określone antygeny pokarmowe. Nie pisałbym tego gdybym nie doświadczył tego na własnej skórze, nomen omen.
Tę teorię potwierdza fakt, że plazmafereza (czyszcząca krew z przeciwciał) usuwa naszą chorobę na jakiś czas (dopóki znowu nie zjemy tych zakazanych pokarmów i nie rozpętamy na nowo reakcji tworzenia nowych przeciwciał). Bo to właśnie te przeciwciała (powstałe w reakcji na antygeny pokarmowe) krążące we krwi uszkadzają skórę, poprzez skomplikowane reakcje immunologiczne (kompleksy immunologiczne, aktywacja dopełniacza i interleukin), o których nie ma sensu żebym Wam pisał (bo to dość nudne po prostu).

Moje zaostrzenia ewidentnie występują po pewnych pokarmach:

- czekolada - zawsze na drugi, trzeci dzień po zjedzeniu czekoladki, wafelka, batonika pojawiają się czerwone plamki (najszybciej na twarzy). I nie potrzeba tu całej czekolady, czy słoika Nutelli (po nich to jest mega problem), wystarczy mała czekoladka.

- mleko - zawsze mam zmiany po lodach, jogurtach, maśle, serze żółtym, homogenizowanym i przeróżnych innych produktach mleczarskich. Jestem tego pewien na 100%, że szkodzi mi mleko. Nie pijam go więc w ogóle, nie jem żadnego z tych produktów. Zero. Nie jem nawet naleśników i wszelakich potraw, które mają składniki lub panierkę zawierające mleko. Mleko jest zdecydowanie be.

- wieprzowina - mam ewidentne reakcje skórne na ten rodzaj mięsa. Dość powiedzieć, że obecnie praktycznie każda postać wieprzowiny jest konserwowana azotynem sodu. Azotyny i azotany rozszerzają naczynia - to powoduje, że Ł wyłazi.
Wieprzowina ma ponadto zbyt dużo tłuszczów nasyconych, cholesterolu, to podrażnia wątrobę, a toksyny zamiast być przetwarzanymi w wątrobie (głównym laboratorium detoksykacyjnym organizmu) krążą we krwi i sieją zamęt na skórze.

- zawsze po zjedzeniu ,,chińszczyzny", ,,turczyzny" i tego typu dań szybkich, mam zaostrzenie. Spowodowane jest to tym, że w potrawach tych jest masa przypraw, te kuchnie bazują na przyprawach. Szczególnie szkodzi mi curry.

- orzechy ziemne - do wyrzucenia do śmieci. Najbardziej znany alergen pokarmowy.

- nie piję alkoholu pod żadną postacią, nawet piwa. Po alkoholu zawsze następnego dnia miałem wysiew. Związek bezsprzeczny.

- nie jem nic kwaśnego - ogórki kiszone, kwas cytrynowy itp. Po ogórkach kiszonych (które uwielbiam) zawsze miałem kolejne plamki i twarz niekwalifikująca się [mimo, że jestem ładny chłopak ;) ] do wyjścia na zewnątrz.

- nie piję żadnych napojów sztucznych typu cola, fanta, sprite itd - zawierają wszystkie te substancje, których nam nie wolno spożywać! Po np takim napoju Nestea (herbatki smakowe), czy Lipton mam klasyczne zaostrzenie, nie wspomnę już o coli. Większość z tych napojów zawiera kofeinę, która jest klasycznym szkodnikiem dla nas, nie ma chyba bardziej nic szkodliwego i zaostrzającego zmiany typu Ł niż KOFEINA. Sprawdziłem na sobie to wielokrotnie. Nie próbuję już nigdy więcej. Po filiżance kawy, czy po mocnej czarnej herbacie (teina, teobromina - podobne biologicznie do kofeiny) - wysiew zawsze, w standardzie.



Jeżeli nie spożywam powyższych potraw NIE MAM ŻADNYCH NOWYCH ZMIAN, a stare zmiany podleczam przez kilka dni jakimikolwiek maściami, jestem CZYSTY. Tak już jest przynajmniej od paru miesięcy.

Nie zrażajcie się brakiem natychmiastowych efektów tej terapii, bo stare zmiany same nie ustąpią tak szybko (przez co możecie uznać błędnie, że dana terapia nie działa i dalej jeść te wszystkie trucizny), trzeba im lekko ,,pomóc" maściami, ale co najważniejsze NIE POWSTAJĄ NOWE ZMIANY,a od tego zależy sukces naszej terapii, bo bez nowych zmian wkrótce zapominacie o problemie Ł.

Jeśli bowiem powstają nowe zmiany, to stare nie znikają, bo są stale zasilane przez nowe podziały komórkowe w tym samym miejscu.

Ta terapia ma sens jeśli stosujecie ją przynajmniej przez dwa-trzy tygodnie. Ale bez żadnych, nawet minimalnych odstępstw! Jedna czekoladka, jedna kawka, jedno piwko mogą zniszczyć cały Wasz wysiłek, przez co choroba wydaje się być jakimś fatum. Nieprawda, można z tym walczyć. I trzeba. Potrzeba tylko trochę więcej samozaparcia i konsekwencji w tym, co się robi.

To ,,pokrótce" mój sposób. Jeśli komuś to chociaż trochę pomoże będzie super. Wiem doskonale co czujecie, życzę Wam sukcesu w walce z tym ,,czymś".
 
 
szater 


Wiek: 66
Dołączyła: 26 Maj 2009
Posty: 5953
Skąd: Zielona Góra
Wysłany: Pon Wrz 05, 2011 2:42 pm   

Powiem tak:podziwiam,przyznaje medal za konsekwencje,wytrwałosc ,asceze....z pewnymi rzeczami sie nie zgadzam ale wszak kazdy z nas jest inny i choruje inaczej.przeszłam juz w swojej 40paro letniej walce z panna ł wiele sposobów,metod leczenia,stosowałam diety eliminacyjne a w pewnym okresie(chemioterapia)wymuszone przez organizm głodówki,miałam okrey picia i niepicia całkowitego(obecnie) alkoholu,palenia i niepalenia fajek i.....z przykroscia musze stwierdzic ze moja panna ł jest nieobliczalna,dodatkowo ja sama nie posiadam skłonnosci sado-maso w stosunku do swojego ciała.Wszystko raczej staram sie robic z głowa ,nie truje sie specjalnie(zadnych cywilizacyjnych brudów nie jadam i nie pije)...natomiast ....staram sie zyc tak aby to zycie było przyjemne,wszak zycie mamy tylko jedno.Z perspektywy lat.... :hmm: niczego specjalnie nie żałuje jezeli chodzi o swoje leczenie,mam co nieco za uszami ale...jakze wspomnienia piekne :brawo:
podziwiam ludzi ktorzy w/g planu atakuja swoja panne ł,potrafia sobie odmówic kawy,piwa,czekoladki...ja jak zycie pokazało czasem musiałam zrezygnowac bo organizm sam eliminował ale....nic na siłe...fajnie ze masz swój sposób i co najwazniejsze ze: JESTES W TYM WSZYSTKIM NAPRAWDE SZCZESLIWY....chyba ze .... :>
_________________
DUMNI PO ZWYCIĘSTWIE , WIERNI PO PORAŻCE
Motto Falubazu
 
 
Szary ludzik

Dołączył: 05 Wrz 2011
Posty: 7
Wysłany: Pon Wrz 05, 2011 4:01 pm   

puma napisał/a:
ufff...
witaj szary ludziku na forum :D
fajny kolaborat, dla większości może wzięty żywcem z ich życia. ale niestety nie z mojego :) moja łuszczyca nie jest tak przewidywalna jak twoja. chyba trochę szkoda :)
w każdym bądź razie witaj :D


Miło mi :smile:
 
 
Szary ludzik

Dołączył: 05 Wrz 2011
Posty: 7
Wysłany: Pon Wrz 05, 2011 4:21 pm   

szater napisał/a:
nic na siłe...fajnie ze masz swój sposób i co najwazniejsze ze: JESTES W TYM WSZYSTKIM NAPRAWDE SZCZESLIWY....chyba ze .... :>


Każdy ma swój jakiś tam sposób (albo i nie ma), dostosowany do jego własnej psychiki, siły woli, potrzeb, uzależnień, rytuałów, wytrzymałości, cierpliwości itp

Na pewno nie określam swojego szczęścia na podstawie tego, co zjem.
Te wszystkie lata prawdziwej udręki uświadomiły mi, że jestem w stanie zmienić wszystko w swoim życiu, aby tylko nie mieć tej choroby. Jeżeli to zależy w dużej mierze od diety, to goodbye z przyjemnościami podniebienia. Rozstaję się z nimi bez żalu. Komfort nie posiadania zmian na skórze jest dla mnie ważniejszy niż smaki.

Poza tym, zmieniając swoje nawyki żywieniowe dokonujemy radykalnej poprawy naszego stanu zdrowia jako całości, nie tylko w kontekście Ł.

Są sposoby, aby wyeliminować te niektóre zjadalne i wypijalne przyjemności i zastąpić je czymś, co też smakuje, a nie powoduje zaostrzenia choroby. Na dużą część z tych potraw, które tak lubimy, można znaleźć jakiś nieszkodliwy zamiennik.

Oczywiście, te ograniczenia w diecie brzmią dość przykro, ale wiem już z własnego doświadczenia, że można się przyzwyczaić i nie opierać swojego szczęścia głównie na tym, co się wrzuca do żołądka. Im jesz więcej czekolady (i częściej) tym więcej musisz potem wszamać, aby zaspokoić swoje potrzeby, im więcej jesz produktów mlecznych, tym bardziej wydaje ci się, że nie da się już bez nich obejść. To są tylko takie złudzenia skutecznie podsycane przez komercję, której zupełnie swobodnie można, za Kozakiewiczem, pokazać prostego, wydatnie ekspresywnego wała.

Niestety, mamy tę chorobę i musimy przyjąć do wiadomości jej cechy.
Napisałem tylko o swoich obserwacjach, bo wiem, że zawsze znajdzie się jakaś osoba, której te wskazówki mogą w czymś pomóc i dla której nie będą te restrykcje jakimś wyzwaniem. Reszta.. musi sobie jakoś radzić inaczej :smile:
 
 
tygryska 
tygryska


Wiek: 62
Dołączyła: 07 Lis 2009
Posty: 2620
Wysłany: Pon Wrz 05, 2011 5:28 pm   

witaj szary ludziku :)
na czesc wymienionych przez ciebie pokarmow reaguje podobnie - nie wiem jak na orzeszki ziemne bo nie lubie wiec nie jadam...
po kawie na szczescie nie zaostrza mi sie pani ł ani po herbacie :)
ale po alkoholu jest makabra tak samo po chinszczyznie (ogolnie po wszystkim co ma glutaminian sodu i inne sliczne smaczne konserwanty ;) )
tak czy inaczej kazda pani ł jest inna... dobrze ze swoja rozgryzles :)
_________________
kot tez czlowiek, tylko ma ogon, futerko i jest madrzejszy...
 
 
 
gosc
[Usunięty]

Wysłany: Pon Wrz 05, 2011 5:57 pm   

Witaj Szary :*
Słowa te pisze osoba, która przez tę proponowaną przez Ciebie drogę przeszła. Powiem więcej ja zahaczyłam też o głodówki.
Każdy kogo dopadła ł., powinien na sobie sprawdzić, tak dla świętego spokoju, trochę chociaż tych obostrzeń żywieniowych. Ale winieneś uprzedzić od razu, że nie u każdego one zaskutkują czymkolwiek. Taka jest prawda, i ją jasno trzeba również wyartykułować.
Szukajmy, drążmy ale z jasną i zimną głową. Każde odstępstwo od normalnego naszego żywienia, to też wstrząs dla organizmu; to możliwość powstania deficytów minerałowo-witaminowych.

Jeżeli
Cytat:
...Jeżeli nie spożywam powyższych potraw NIE MAM ŻADNYCH NOWYCH ZMIAN, a stare zmiany podleczam przez kilka dni jakimikolwiek maściami, jestem CZYSTY. Tak już jest przynajmniej od paru miesięcy....

to śmiem twierdzić, ze mimo obostrzeń, nie usunąłeś przyczyn Twojej ł.-stare zmiany są, i musisz je leczyć jednak.
Tak na koniec, mnie 3 tygodnie nic nie mówiły, zawsze ten czas, to tak ze 3 ale miesiące jest potrzebny, żeby móc z całą odpowiedzialnością powiedzieć co i jak, tak uważam.
Tak na gorąco to zabrakło mi wypowiedzi na temat cukru, i troszkę dziwią spostrzeżenia na temat potraw kwaśnych, one niosą w sobie nie tylko bogactwo vit.c, ale są też najlepszymi naturalnymi odkwaszaczami organizmu.

Zawsze i wszędzie będę propagatorka takiej zasady, jeżeli chodzi o wszelkie eksperymenty żywieniowe: odkwasić się, odtruć i dopiero potem eksperymentować. Zmieniasz zasady żywieniowe, zmieniasz swój metabolizm, zmieniasz sposób i częstotliwość wypróżnień> zatruwasz się, pogarszasz pracę Swoich oczyszczaczy-wątroby, jelit, nerek> pogarszasz stan skóry. Taki jest mój tok rozumowania i postępowania.

Może troszkę, ta moja wypowiedź jest wypowiedzią chaotyczną, ale poruszyłeś tak wiele wątków, że żebym mogła się do nich się dokładnie ustosunkować, trzeba dnia. Co oczywiście nie zmienia, iż cieszę się, że znalazłeś Swoją drogę i życzę Ci wytrwałości na niej :)
 
 
Szary ludzik

Dołączył: 05 Wrz 2011
Posty: 7
Wysłany: Pon Wrz 05, 2011 6:23 pm   

Hej:)


tygryska napisał/a:
po kawie na szczescie nie zaostrza mi sie pani ł ani po herbacie



Dwa razy w życiu piłem kawę. O dwa razy za dużo. Następnego dnia - piękne czerwone chropowate zmiany na policzkach. Nigdy więcej nie spożyłem tego czegoś, skądinąd wspaniałego napoju, ale dla zdrowych..

Herbaty klasycznej nie pijam w ogóle, tzn czarnej herbaty typowej (z teiną). Znalazłem w necie herbatę bezkofeinową. Tak, bezkofeinową, jest taka.
Swego czasu odwiedziłem sklep ,,Świat Herbat" i zapytałem o herbatę bezkofeinową. Pani odpowiedziała: ,,Kawa? Piętro wyżej..". Gdy wyjaśniłem, że chodzi mi o herbatę bezkofeinową pani zrobiła wielkie oczy i stwierdziła, ze nigdy nie słyszała o czymś takim..
,,Świat Herbat"... hmmm...

Istnieje jednak taki produkt.
Piję więc herbatę bezkofeinową, bo uwielbiam smak herbaty i nie dałbym sobie bez niej rady. Nie ma nic lepszego niż w chłodny wieczór wysączyć pyszną herbatkę:)
Nie słodzę jej cukrem, w ogóle nie używam cukru, taki produkt nie istnieje dla mnie od dawna. Niestety herbaty nieosłodzonej nie wypiję, więc używam miód. Miód nie jest szczególnie polecany dla osób z Ł, bo tworzą się z niego kwasy, a to nie sprzyja naszej chorobie. Stosuję go jednak w minimalnej ilości - okazało się, że na szklankę herbaty wystarczy dosłownie pół łyżeczki, aby była ona tak samo słodka jak po dwóch łyżeczkach normalnego cukru. Dzieje się tak dlatego, bo cukier zwykły to sacharoza - dwucukier, który należy jeszcze strawić. Miód to głównie jednocukry - fruktoza i glukoza - od razu gotowe do przyswojenia. Nie ma sensu żebym namawiał tu na miód, bo to przebogata skarbnica samych znakomitych dla zdrowia człowieka składników i każde dziecko to wie. Miody są różne, mi najbardziej odpowiada wielokwiatowy (nektarowy), np z akacji lub malinowy (ten ma lekko kwaskowy smak, nie czuć go tak bardzo miodem, ale trudno dostać ten produkt w sklepie, uważać na miód muszą osoby uczulone na jego składniki np na propolis). Gryczane, lipowe są dla mnie zbyt intensywne w smaku.
Miód to cudowny produkt, o którym ta schorowana, sztuczna, konserwowana cywilizacja zapomniała.. No cóż, apteki muszą zarabiać na chorych ludziach.. :???:

Poza herbatą piję dużo wody, oczywiście butelkowanej (a właściwie baniakowanej - 5 L), bo tego czegoś z kranu nie piłem już chyba od ponad roku..
Pewne amerykańskie badania wykazały, że pacjenci z Ł za mało piją wody, ich krew jest zagęszczona za bardzo, często u tych chorych jest wysoki hematokryt. To utrudnia filtrację krwi przez nerki i toksyny płyną sobie i płyną poprzez organizm przez wiele godzin...
Odwodnienie u mnie (którego się często przecież nie czuje) to klasyczne tło do rozwoju Ł.
Poza tym - jak pijesz często wodę to się do niej przyzwyczajasz, wchodzi ci to w nawyk i w końcu ten jej prosty smak już tak nie przeszkadza. Daje ci ona też możliwość odzwyczajenia się od tego ciągłego picia tych wszystkich popularnych napojów, a de facto - ścieków prosto z fabryki chemicznej.

Co do glutaminianu sodu - nie wspominałem o nim wcześniej, bo uznałem to za zbyt oczywiste, że to coś nie pomaga nam w niczym.. :)

Nie jem niczego, co ma konserwanty, po prostu niczego. Niemożliwe? Możliwe. :)

Moja dieta jest bardzo zróżnicowana, jem mnóstwo smacznych rzeczy i w niczym nie ma konserwantu.

Można? Można.

:mrgreen:
 
 
Szary ludzik

Dołączył: 05 Wrz 2011
Posty: 7
Wysłany: Pon Wrz 05, 2011 6:50 pm   

jas_17 napisał/a:
Jeżeli
Cytat:
...Jeżeli nie spożywam powyższych potraw NIE MAM ŻADNYCH NOWYCH ZMIAN, a stare zmiany podleczam przez kilka dni jakimikolwiek maściami, jestem CZYSTY. Tak już jest przynajmniej od paru miesięcy....

to śmiem twierdzić, ze mimo obostrzeń, nie usunąłeś przyczyn Twojej ł.-stare zmiany są, i musisz je leczyć jednak.
Tak na koniec, mnie 3 tygodnie nic nie mówiły, zawsze ten czas, to tak ze 3 ale miesiące jest potrzebny, żeby móc z całą odpowiedzialnością powiedzieć co i jak, tak uważam.


Tak jak napisałem: ,,jeżeli nie spożywam powyższych potraw.."
Przez ostatnie miesiące zdarzyło mi się złamać reguły. Byłem poza domem, strasznie głodny, skusiłem się na chińskie, popiłem jakimś sztucznym napojem kolorowym.. Następny dzień szukałem w szafce maści. Innym razem wkurzony na cały świat spałaszowałem całą czekoladę z orzechami, a następnego dnia jeszcze słoik czekolady. Skutek? Wiadomy...

Od pewnego czasu jednak nie jem tego, co uznałem dla mnie za szkodliwe, więc zmiany nowe nie pojawiają się.

jas_17 napisał/a:
i troszkę dziwią spostrzeżenia na temat potraw kwaśnych, one niosą w sobie nie tylko bogactwo vit.c, ale są też najlepszymi naturalnymi odkwaszaczami organizmu.


Faktycznie niby odkwaszają, ale na moją Ł działają źle. Sprawdziłem to, jestem tego pewien. I tyle.
Do odkwaszania dobre są warzywa, gotowane najlepiej.
Kwasek cytrynowy to najpopularniejszy konserwant i polepszacz smaku. Na mnie działa bardzo źle. Nie traktuję wszystkich internetowych teorii jako prawdy objawione. Próbuję wszystko na sobie i w to wierzę, bo to czuję i widzę na własne oczy. Na mnie ogórki kiszone i kwas cytrynowy działają bardzo niekorzystnie (jeśli chodzi o skórę).

jas_17 napisał/a:
Zawsze i wszędzie będę propagatorka takiej zasady, jeżeli chodzi o wszelkie eksperymenty żywieniowe: odkwasić się, odtruć i dopiero potem eksperymentować. Zmieniasz zasady żywieniowe, zmieniasz swój metabolizm, zmieniasz sposób i częstotliwość wypróżnień> zatruwasz się, pogarszasz pracę Swoich oczyszczaczy-wątroby, jelit, nerek> pogarszasz stan skóry. Taki jest mój tok rozumowania i postępowania.


To nie są tylko eksperymenty, bo nie przeprowadziłem ich wczoraj, tylko pracuję nad swoją dietą od lat. To jest wypracowany latami doświadczeń, wzlotów i upadków sposób odżywiania. Nie eliminuję wszystkiego, eliminuję tylko to, co uznałem za szkodliwe dla mnie. Uzupełniam brakujące minerały i witaminy w inny sposób - za pomocą innych, licznych, pysznych pokarmów, uznanych przeze mnie za nieszkodliwe dla mojej skóry. Nie stosowałem nigdy żadnych głodówek ani jakichś restrykcyjnych pomysłów dietetycznych. Zapewniam Cię, że mam przebogatą, zróżnicowaną dietę. Nie jestem też żadnym dieto-oszołomem, jem jak smok. Ale tylko korzystne i sprawdzone produkty.

:mrgreen:
 
 
szater 


Wiek: 66
Dołączyła: 26 Maj 2009
Posty: 5953
Skąd: Zielona Góra
Wysłany: Pon Wrz 05, 2011 6:57 pm   

Szary ludzik napisał/a:
Nie jem niczego, co ma konserwanty, po prostu niczego. Niemożliwe? Możliwe.

Moja dieta jest bardzo zróżnicowana, jem mnóstwo smacznych rzeczy i w niczym nie ma konserwantu.


:hmm: to zyjesz chyba w zupełnie innym panstwie i swiecie co ja....z tego co sie orientuje to naprawde ciezko jest cokolwiek zjesc co pozbawione jest chemi,dodatków ,konserwantów ....zanieczyszczenie srodowiska,opryski warzyw i owoców,kwasne deszcze,karmienie bydła i drobiu antybiotykami ...i tysiace zmutowanej zywnosci typu-nektarynka :razz: ....wiec poniekad smiem twierdzic ze nie da sie zyc bez pewnych chemicznych udogodnien ....a tak po prawdzie to i cukier i sól to w pewnym sensie konserwanty....a bez nich ,nawet odrobiny....raczej nie ma zywnosci.

Absolutnie jestem pod wrazeniem tego co robisz...mam watpliwosci co do konkretnych faktów....pozdrawiam i...działaj dalej moze akurat ktoregos dnia uda ci sie pokonac panne ł i to nie tylko czesciowo :mrgreen:
_________________
DUMNI PO ZWYCIĘSTWIE , WIERNI PO PORAŻCE
Motto Falubazu
 
 
Szary ludzik

Dołączył: 05 Wrz 2011
Posty: 7
Wysłany: Pon Wrz 05, 2011 7:08 pm   

puma napisał/a:
mnie kawa akurat nie szkodzi, czy mam remisję czy nie to ilość wypijanej kawy się nie zmienia. gazówek nie pijam bo nie przepadam, chińskich zupek nie lubię, czekolady nie cierpię. nie słodzę i nie pijam wogóle herbaty-bo też nie lubię. ale jak coś lubię to jem i widocznie mi nie szkodzi bo nigdy po żadnym konkretnym jedzeniu nie miałam wysypów. nawet po alkoholu :mrgreen: moje menu nie ma żadnego wpływu na łuszczycę, ani też stres czy anginy. (których akurat nie miewam :wink: ) ogólnie niewiele choruję, nie łapie dołów i stresów. a ta nasza cholera sobie przychodzi i odchodzi jak chce... :roll:


Tak, jak powiedziałem, nie znam uniwersalnej zasady leczenia Ł dla wszystkich. Wiem, że te zasady, które sobie wypracowałem przez lata i które są u mnie skuteczne (a które przedstawiłem powyżej) mogą też pomóc komuś innemu, niekoniecznie Tobie. Co nie znaczy, że nie pomogą innym, a jest nas w Polsce podobno nawet 500 tys.

Te moje informacje nie są kierowane konkretnie do Ciebie, więc nie zmuszaj się tu do tego niepotrzebnego chyba nikomu z nas wszystkich defetyzmu. Mnie interesują tylko optymistyczne konkrety (sprawdzone na własnej skórze) i takie konkrety Wam tu przedstawiam.

Nie zadziałają moje wskazówki? Nie stosuj ich i żyj po swojemu. Proste.

:mrgreen:
 
 
Szary ludzik

Dołączył: 05 Wrz 2011
Posty: 7
Wysłany: Pon Wrz 05, 2011 7:17 pm   

szater napisał/a:
Szary ludzik napisał/a:
Nie jem niczego, co ma konserwanty, po prostu niczego. Niemożliwe? Możliwe.

Moja dieta jest bardzo zróżnicowana, jem mnóstwo smacznych rzeczy i w niczym nie ma konserwantu.


:hmm: to zyjesz chyba w zupełnie innym panstwie i swiecie co ja....z tego co sie orientuje to naprawde ciezko jest cokolwiek zjesc co pozbawione jest chemi,dodatków ,konserwantów ....zanieczyszczenie srodowiska,opryski warzyw i owoców,kwasne deszcze,karmienie bydła i drobiu antybiotykami ...i tysiace zmutowanej zywnosci typu-nektarynka :razz: ....wiec poniekad smiem twierdzic ze nie da sie zyc bez pewnych chemicznych udogodnien ....a tak po prawdzie to i cukier i sól to w pewnym sensie konserwanty....a bez nich ,nawet odrobiny....raczej nie ma zywnosci.

Absolutnie jestem pod wrazeniem tego co robisz...mam watpliwosci co do konkretnych faktów....pozdrawiam i...działaj dalej moze akurat ktoregos dnia uda ci sie pokonac panne ł i to nie tylko czesciowo :mrgreen:



To prawda. Rano kawka, śniadanko z mleka, masła i wędlinki. Obiad - zupa na wywarze mięsnym, kotlet schabowy lub karkówka, ogóry kiszone. Piwo potem plus ciastka z kremem. Kolacja - znana już wszystkim wędlinka. I potem jeszcze raz piwko. Gdzieś na mieście chińszczyzna lub Mac. Obowiązkowo w torebeczce cola lub inne kolorowe coś. Na poprawę humoru batonik. Klasyka dla większości.

Jak się postarasz to znajdziesz coś, co będzie dobre i bez konserwantów (przynajmniej w znacznie zmniejszonej ilości).


Ten cukier i sól, które są już w gotowych pokarmach to niestety czasem smutna konieczność, ale można znacznie ograniczyć spożywanie takich potraw.

Również Tobie życzę samych sukcesów.

I mniej defetyzmu i braku zaufania do czegokolwiek optymistycznego.
 
 
dosia20011 
DOSIA20011


Wiek: 51
Dołączyła: 18 Sty 2010
Posty: 421
Wysłany: Pon Wrz 05, 2011 7:38 pm   

Matko :shock: Vorden vel Motyla Noga :hmm: powtórka z rozrywki :wow: idę się :drink: bo nie wyrobię :hmm:
 
 
gosc
[Usunięty]

Wysłany: Pon Wrz 05, 2011 7:51 pm   

Co Ty z tym defetyzmem, nowe słowo w słowniku, czy co?
Jeżeli wszedłeś tu aby... pomóc, to najpierw może naucz się słuchać też innych. Pomoc poprzez forum, to dyskusja a ona, to przede wszystkim wymiana: myśli, poglądów, doświadczeń. Tylko na tej drodze da się cokolwiek osiągnąć, kumasz.
Fajnie, że u Ciebie zadziałało, i fajnie że chcesz się tym podzielić ale forma w jakiej to zaczynasz robić, jest nie do przyjęcia. Przynajmniej tu.
Powoli, słowo do słowa i się dogadamy, doprecyzujemy swoje wypowiedzi i być może, ktoś kto będzie je czytał, coś z tych naszych gadek wyniesie; bo chyba taki jest cel Twojej obecności tu?
Dziewczyny siedzą tu od dawna, ich historie są znane, w największym skrócie i z wielkim taktem próbują podpowiedzieć Ci, że z ł. nie ma prawd oczywistych.
Tak jak nie ma możliwości, że po odstawieniu tego co zaproponowałeś, na 3 tyg., dojdzie do poprawy w kwestii ł. Przedstaw te Swoje lata walki, poszukiwania czy też drogę prób i błędów i wtedy będziemy gadać, a Ty będziesz wiarygodnym dyskutantem.
Jak dla mnie, kilka, jeżeli nie kilkanaście, tych nieścisłości w Twoich wypowiedziach widzę. Chcesz, możemy je wyjaśnić, dyskutując. Ale nie rzucaj się tu z tym defetyzmem, bo to po prostu jest niegrzeczne i tyle. Optymizm jest ok. ale zaufanie, to jakby trzeba wypracować :hmm: Pozdrawiam
 
 
Gosiaczek68 


Wiek: 56
Dołączyła: 15 Lip 2011
Posty: 246
Skąd: Konin
Wysłany: Pon Wrz 05, 2011 8:11 pm   

Wow, nie dałam rady przeczytać wszystkiego..........
_________________
Nie zaczynaj dzisiejszego dnia od rozpamiętywania wczorajszych zmartwień!
— Phil Bosmans
Słoneczne Promyki Przyjaźni
 
 
kacper 007 

Wiek: 41
Dołączył: 20 Sie 2011
Posty: 39
Skąd: Olesnica
Wysłany: Pią Wrz 09, 2011 8:38 am   

ja to wogóle takich długich nie czytam,nie mam cierpliwosci ani czasu,a gosc sie wymadrza i pisze slowa co ich nawet nie rozumiem,niech spada
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Polecane strony montaż anten Warszawa